Przedostatni seans - rozmowa z color blue
O wspólnym tworzeniu, debiutanckim albumie i szukaniu powodów do płaczu
Spotkaliśmy się w niedzielne popołudnie, dzień po moich urodzinach, w moim (wynajmowanym ofc) mieszkaniu na warszawskim Kole. Zuzanna Nicgorska oraz Patryk Jędrys, działający pod szyldem color blue opowiedzieli mi trochę o swoich początkach z pisaniem piosenek, wspólnym tworzeniu muzyki a przede wszystkim o debiutanckim albumie zatytułowanym “nie powód do płaczu”, którego premiera ma miejsce właśnie dziś.
Zacznijmy od Waszego albumu "nie powód do płaczu", premiera na koniec marca, dokładnie 29 marca. Chciałbym zapytać, jakie emocje Wam towarzyszą w związku z tym, że ten materiał udało Wam się dopiąć i że to jest ostatnia prosta i to się już dzieje. Co czujecie?
Z: Trochę czuję niedowierzanie, bo pracowaliśmy nad tym materiałem tak długo i też dlatego, że to jest nasz pierwszy album. Nie wiedzieliśmy jak się robi takie rzeczy i to była totalnie improwizacja, trochę nie wierzyłam że uda nam się dopiąć to tak jak chcemy zrealizować. Chyba dopiero jak to wydamy i będę trzymać w ręce pierwszy album color blue, to w pełni w to uwierzę. Jeżeli chodzi o album i o rzeczy, które tam zawarliśmy, dużo tu skrajnych i intensywnych emocji, i to jest coś na co już patrzymy z dystansu. To taki etap, który nie do końca rezonuje ze mną teraz, ale to jest tak jakby patrzeć na siebie z innej perspektywy. I dzisiaj gdybyśmy to robili od nowa, zrobilibyśmy to zupełnie inaczej i też o sobie mówię, że wiele rzeczy bym zrobiła inaczej, natomiast wydaje mi się, że to jest fajne w tym, że to jest domknięty etap i że to są rzeczy będące dużym przekazem emocji i to jest wersja nas, na którą patrzymy trochę z dystansu.
Spotkałem się z głosami, że artyści tworzą materiał bardzo długo i oni są wiecznie niezadowoleni z niego w stu procentach i cały czas coś zmieniają. Podoba mi się to podejście: tworzycie, nagrywacie coś, i nawet jeśli nie do końca z tym rezonujecie, to dobrze jest postawić jakąś linię, oddzielającą jeden etap od drugiego. Podkreślić, że to jesteśmy my, i to też byliśmy my, i to jest istotne, bo to część waszej drogi artystycznej. Dobrze, że zdecydowaliście się to wypuścić.
P: Jeżeli chodzi o moje emocje odnośnie sytuacji, w której teraz się znajdujemy, czyli po ponad 2 latach pracy nad tym albumem, czuję przede wszystkim wielką dumę. Mieliśmy to wydać pierwotnie rok temu, rzeczywiście ten proces się wydłużył, ale też cieszy mnie to, bo jednak czuję, że wydajemy ten album w dobrym momencie. Kiedy zaczynaliśmy go tworzyć, byliśmy jeszcze totalnymi świeżakami, stwierdziliśmy "a założymy sobie zespół, zaczniemy sobie robić muzę", a w trakcie tworzenia tego albumu mieliśmy jeszcze dwie trasy i w międzyczasie tworzyliśmy nowe utwory, które finalnie domknęły ten album. Rzeczywiście to jest kawał historii naszego życia, którą zamknęliśmy w tych 11 piosenkach i fakt, już nie jesteśmy tymi samymi osobami, które są na tym albumie, bo cały czas idziemy do przodu. Ale to dla mnie jest przede wszystkim fajna pamiątka z tego okresu. Cieszę się, że mieliśmy taką opcję by to zamknąć w czymś co zostanie na przyszłość i będziemy mogli do tego wracać. Jakbyśmy teraz coś robili, a zaczynamy robić nowe rzeczy, to oczywiście mamy inne podejście, podchodzimy z większym profesjonalizmem (śmiech z offu). Znaczy wiesz, z każdym dniem się uczymy czegoś nowego. Cieszę się finalnie, że to jest w takiej formie. Zuzia, mówiłaś że coś byś inaczej zrobiła, ale ja czuję że nic bym nie zmieniał, bo wiem że to jesteśmy my z tamtego okresu.
Z: Tak, chodziło mi o to, że jak dzisiaj słucham niektórych kawałków albo tekstów, myślę że dziś, gdybyśmy nagrywali ten album od nowa, to niektóre rzeczy zrobiłabym inaczej. Ale wydaje mi się, że to jest podejście dość powszechne, często jak już zbierzesz w międzyczasie trochę doświadczeń i przemyśleń to podejście może się dynamicznie zmieniać. Ale trzeba powiedzieć w końcu: wystarczy, musimy to dopiąć, bo nigdy byśmy tego nie skończyli.
Też tak myślę, że dobrze mieć jakiś etap zamknięty. A też nie ma co kisić tych rzeczy które się zrobiło, warto je pokazać ludziom. Tym bardziej, że sporo z tych utworów się już pojawiało wcześniej w formie singli. A tak z ciekawości, co się zmieniło od tego momentu jak chcieliście już wydawać ten album rok temu, do teraz? Co się zmieniło z waszej perspektywy i co wpłynęło na przesunięcie tej daty?
Z: Wydaje mi się, że miesza się tu kilka czynników. Z jednej strony to było przesunięcie ze względów technicznych, nie mieliśmy jeszcze wielu rzeczy dopiętych. Ale z drugiej strony wykorzystaliśmy ten czas na przeanalizowanie tego materiału. To chyba też będzie pierwszy raz taka informacja dla Ciebie, że pierwotna wersja tytułu to "Łzy". Od tego wychodziliśmy, to był pomysł z którym tak mocno się związaliśmy że ciężko było nam z tego wyjść, ale w pewnym momencie zaczęliśmy jeszcze raz to analizować i wracać do tego konceptu aż stał się on bardziej przemyślany i dopracowany. Wcześniej to było takie bardziej chaotyczne i mniej konceptualne.
P: Na początku w ogóle miała to być EP-ka, ale potem pojawiły się większe ambicje, że w sumie EP-ka to za mało i róbmy więcej utworów. Dużo kwestii było też spowodowane brakiem czasu, zaczęliśmy grać koncerty. Ponadto, wiadomo - codzienne życie i praca, to wszystko wydłużało proces nagrywania albumu. Przez większość zeszłego roku przygotowaliśmy się do trasy, żeby to dopracować i jak najlepiej wypaść przed publiką. W związku z tym album odsuwał się dalej w czasie, powstawały też nowe piosenki i było coraz więcej materiału. Też mamy kilka odrzutów z tego albumu, które miały być na nim pierwotnie, ale w końcu wypadły z tracklisty. Patrząc na to co się zmieniło, nauczyliśmy się dyscypliny, wykształciliśmy sobie system pracy, mamy już konkretne plany na kolejne wydawnictwa i chcemy działać dużo wcześniej, planować rzeczy typu nagrywki, sesje, itd. Nauczyliśmy się tego.
Z: Wygląda na to, że trening zawsze będzie treningiem, i wydaje mi się, że nawet zespoły mające duże doświadczenie to nadal uczą się pracy ze sobą, ze swoim czasem, i z innymi ludźmi. Trzeba cały czas tego pilnować.
Jasne, też wyobrażam sobie, że metodologia pracy się zmienia i ewoluuje w czasie i jest powiązana z tym jacy jesteście i z kim współpracujecie, jeśli z kimś poza sobą. Album był nagrywany tylko w domu?
P: Tak, wszystko w warunkach domowych, w naszym home studio.
Fantastycznie! U kogo jest to home studio?
P: U mnie w domciu.
Z: Tak, to jest właśnie nasz system pracy. Zawsze przyjeżdżam do Patryka, zawsze się spóźniam godzinę.
Ale mieszkacie w tym samym mieście?
P: No blisko.
Z: Teraz trochę dalej, ponieważ ja mieszkam aktualnie w Poznaniu, ale generalnie jak wracam do domu rodzinnego to mieszkamy od siebie dosłownie rzut beretem.
P: Nigdy w życiu nie nagrywaliśmy niczego w profesjonalnym studiu. Dopiero teraz, pod koniec marca będziemy pierwszy raz w studiu nagrywać wokale. Dostaliśmy się do pewnego poznańskiego projektu i będziemy tam nagrywać piosenkę, i totalnie nie wiem jak to będzie. U mnie w pokoju można milion podejść robić i jest całkowita swoboda, a tutaj będzie zupełnie inny system pracy, z realizatorem, i tak dalej.
No i znasz też swój sprzęt. Wiesz jakie są ograniczenia i jakie możliwości.
P: Dokładnie. Więc tutaj będziemy mieć wyzwanie i doświadczenie.
Fajnie, będzie to kolejny krok dla Was. Podoba mi się bardzo to, co powiedziałaś, że ten materiał miał się nazywać "łzy", a finalnie się nazywa "nie powód do płaczu". Moim zdaniem, ten drugi, czyli oficjalnie obowiązujący tytuł jest dużo bardziej trafny. I fakt, że ten album miał się nazywać "łzy", o czym jak rozumiem nikt do tej pory nie wiedział, dodaje dodatkowy kontekst do całości. Też te utwory i ta płyta obejmują szerokie spektrum emocji, jest tam zarówno płacz i łzy, ale też dużo ciepła, radości i nadziei. Moim zdaniem tytuł "łzy" by tego tak nie oddawał.
Z: Tak, ja też. Odnośnie tego tytułu, jeszcze dopowiem. Myślałam sobie o tym, bo ten tytuł łączy się z patrzeniem z innej perspektywy na swoje doświadczenia, co znalazło również odzwierciedlenie w oprawie graficznej albumu, że sobie siedzimy na placu zabaw w garniturach. Chciałam, żeby to się łączyło z takim podejściem. Masz więcej doświadczenia i każdy z nas jest coraz starszy. Często bagatelizujemy rzeczy, które przeżyliśmy jako osoby młodsze i mniej doświadczone. Myślimy: po co ja to wtedy tak przeżywałam/przeżywałem, dlaczego tyle emocji to kosztowało. A chodziło mi o spojrzenie z respektem i zrozumieniem, że wtedy było to tak przez nas odczuwane. "nie powód do płaczu" jest takim przewrotnym sformułowaniem, często się mówi to nic takiego, po co płakaliśmy wtedy nad tym, co się wydarzyło. Ale chodzi o to, że mimo iż jesteśmy coraz starsi i zmienia się ta perspektywa, to na przeżycia z przeszłości warto patrzeć z tej perspektywy, jaką się wtedy miało. Dużo rzeczy było wtedy bardziej dotkliwych i intensywnych. To też jest jakiś etap życia i jakaś wersja ciebie, która w tamtym momencie miała właśnie taką wrażliwość. Nie chodzi mi o zamykanie się na swoją przeszłość, nie chcę mówić: “o, jesteś starszy więc masz mniej emocji w sobie”, ale bardziej obserwowanie swojej emocjonalności na przestrzeni lat.
Rozumiem, patrzenie na siebie z teraz, i z przeszłości. Ile macie lat w ogóle?
Z: Ja kończę 22 w tym roku.
P: 24 w tym roku. Więc no to nie są takie nastoletnie przeżycia. Choć nadal czujemy się trochę jak nastolatkowie.
Bardzo dobrze, tak trzeba! Dobrze gościć młodych ludzi u siebie w domu. Ja skończyłem 29 lat wczoraj...
P: No i... współczujemy (haha)
Ale nie jest źle, to nie jest powód do płaczu.
P: W sumie to niedługo tak będę mówił o sobie...
Z: Tak, Patryk ma bardzo duży kompleks wieku. Jakby, co roku ma urodziny...
P: Tak, i co roku to przeżywam. A za każdym razem jak pani w Żabce mnie poprosi o dowód, to czuję wewnętrzną euforię.
Dużo przed wami. Czy w związku z premierą macie jakieś koncertowe rzeczy zaplanowane na ten rok?
P: Tak, mamy zaplanowaną trasę wiosenną.
Z: Mamy zaplanowane koncerty klubowe, co będzie w okresie letnim i dalej - jeszcze nie wiemy.
P: Tak, jesteśmy jeszcze na etapie dogadywania się. Mamy spoko możliwości, które mogą wypalić.
Z: Ale nie obiecujemy, jeszcze sami nie wiemy.
P: Tak, jedyne co wiemy, to będziemy grać trasę którą mamy zabookowaną w czterech miastach. Zaczynamy właśnie w Warszawie 5 maja w Chmurach. Kończy się majówka i gramy koncert.
Idealnie, w sam raz na melancholijny powrót z majówki.
Z: Powrót z grilla.
P: I potem Katowice, Kraków i Poznań.
Sami gracie czy macie jakiś support?
Z: Mamy zaprzyjaźniony support (śląski rapowy kolektyw Specifique - przyp. Przesyt), także będziemy z całą bandą dodatkowo. Jesteśmy ciekawi, jak to będzie działało razem, bo do tej pory mieliśmy tylko wspólne koncerty z Silver Moon, z którymi wydaliśmy EP-kę. Więc zobaczymy.
Dobrze, macie jakiś, że tak spytam technicznie, inny set-up koncertowy, niż to co gdzieś można zobaczyć na festiwalowych nagraniach z YouTube'a z zeszłego roku?
P: Znaczy set-up jeżeli chodzi o sprzęt, to w sumie nie mamy nic nowego. Na pewno będą nowe aranżacje, też trochę chcę więcej rzeczy grać na żywo. W sumie z każdą trasą coś nowego dodajemy. Na przykład na trasie letniej w zeszłym roku dodaliśmy Zuzi drumpada, żeby też coś robiła instrumentalnie na scenie. Na ten moment pozostajemy jeszcze we dwójkę, ale mamy ambitne plany na niedaleką przyszłość, to jest taka moja fantazja, żeby mieć więcej ludzi w zespole, żeby było więcej instrumentów
Z: Ale na razie nie będziemy z orkiestrą grać.
A to bardzo dobrze, to jest zły pomysł, grać z orkiestrą symfoniczną.
Z: Był taki moment że wszyscy grali z orkiestrą symfoniczną.
Zgadza się, no i ja nie jestem wielkim fanem. Znaczy, czaję że jest rozmach i jest ekstra...
P: Ja prywatnie lubię, sam byłem ostatnio na Mikromusic z orkiestrą i było super. Ale Mikromusic to też muzyka, która sama w sobie pasuje bardziej pod orkiestrę. Na razie zostajemy we dwójkę i może przy okazji drugiego albumu będzie nas więcej na scenie. Mi się marzy dodatkowo perkusja i gitara na żywo. Ambitne plany na przyszłość, ale wszystko w swoim czasie.
To jest rzecz która mnie zawsze ciekawi, a która nie wiem czy jest poruszana w wywiadach. Jaki jest Wasz background muzyczny, życiowy. Jaki był impuls do tego że się spotkaliście i stwierdziliście: "dobra, teraz będziemy robić muzę"?
Z: Nie jesteśmy po szkole muzycznej :))
P: Jestesmy totalnie amatorami jeżeli chodzi o początki. Znamy się jakoś od 2017 roku, byliśmy w jednej paczce przyjaciół, w sensie nazywaliśmy się wszyscy przyjaciółmi w tamtym czasie, ale tak naprawdę patrząc na to z perspektywy czasu, to...
Z: My z Patrykiem nie gadaliśmy w ogóle.
P: Nie, byliśmy po prostu znajomymi.
Z: Po prostu to była taka znajomość na "cześć-cześć", nic ponad to. W pewnym momencie miałam taką fazę, że miałam ukulele i nagrywałam covery. Wrzucałam sobie to na instagrama i któregoś razu Patryk mnie zagaił, że on też robi jakieś projekty muzyczne, czym się nie chwalił wcześniej.
P: Robiłem wszystko do szuflady, bo też w tamtym czasie dopiero zacząłem się tym zajmować. No i wybuchła pandemia, to jest kluczowy moment. Nudziliśmy się wszyscy w domach i tak uderzyłem do Ciebie wtedy: “ej, ty robisz covery, ja robię muzę, zróbmy coś razem”.
Z: Jeszcze pamiętam, jak miałam tylko to ukulele, nie potrafiłam totalnie nic muzycznie zrobić na laptopie. Głównie pisałam teksty i wymyślałam sobie jakieś piosenki, które chciałabym nagrać i pamiętam, że miałam takie marzenie, żeby pójść z tym dalej. Coś zaaranżować, coś pokombinować z tą muzyką, nawet nie myślałam wtedy o tym w kategoriach "o super, zespół, jakies puszczanie muzy na powaznie". Miałam po prostu chęć stworzenia czegoś, realizacji jakiegoś pomysłu. I jak teraz o tym myślę, to aż się nie mogę nadziwić jak to płynnie przeszło w regularne granie. My się zupełnie eksperymentalnie spotkaliśmy, pamiętam, że miałam taki zeszyt z tekstami, przyniosłam go do Patryka…
P: Mam go do dzisiaj!
Z: Więc to było turbo-romantyczne i Patryk mi nieśmiało pokazywał swoje projekty, no i ja też nieśmiało mówiłam "no to… może ja zaśpiewam…" i tak dalej. I to poszło potem jakoś. Na początku to wszystko bardzo nieśmiałe, a potem jakoś z każdym naszym spotkaniem i wymienianiem się pomysłami wszystko zaczęło się rozrastać.
P: Ja z kolei pamiętam jeszcze więcej szczegółów. Samo zaproponowanie spotkania miało miejsce po koncercie Karasia i Roguckiego, kiedy oni wydali album i ruszyli w trasę, wtedy w wakacje jak można było trochę robić koncertów na zewnątrz. Byliśmy razem na tym koncercie i siedzieliśmy sobie przed koncertem przy stoliku i powiedziałem w końcu: "ej spotkajmy się, umówmy się na konkretna datę i zróbmy razem piosenkę".
Z: To jest niesamowite, bo za każdym razem jak Patryk to mówi, mam przeświadczenie, że to było na koncercie Coals. Nie jestem w stanie wydobyć tego wspomnienia z własnej głowy, ale wierzę Ci na słowo, że to było na koncercie Karasia i Roguckiego.
P: Tak było. Później się spotkaliśmy i powstał "Maybe Someday", i później zapytałem jaką nazwę dla zespołu robimy…
No i co, i kto wymyślił nazwę zespołu? Sorry, to sztampowe pytanie, miałem go nie zadawać.
P: Zrobił się z tego trochę nasz żart, bo za każdym razem w wywiadzie mówiliśmy o nazwie. A tak naprawdę nie ma żadnej fajnej historii, po prostu przyszedł ten moment, że trzeba coś fajnego wymyślić. Mamy jeszcze jakieś notatki...
Z: Tak, tam były jakieś nazwy archiwalne. Najpierw w ogóle wyszło od "blue" po prostu, ale samo blue to trochę nie wiadomo do końca o co chodzi. I potem, z bardziej praktycznych względów wyszło, że będziemy jednak color blue. Nie było w tym jakiegoś super wyjątkowego pomysłu.
P: Trochę jeszcze było zwątpień po drodze, czy to na pewno jest dobra nazwa.
Z: Ale potem to zostało. Ale mamy postanowienie, że musimy jakąś super historię wymyślić (haha), w stylu: jechaliśmy na koncert Karaś/Rogucki, bezdomny mężczyzna podszedł do nas, powiedział "color blue" i odszedł, nigdy więcej nikt go nie widział...
Nazwa color blue moim zdaniem bardzo dobrze pasuje do tego co robicie, muzycznie, tekstowo i wajbowo. To sobie teraz tak wymyśliłem, że blue - to jest zarówno noc, ciemność, ale też woda, morze. Wasze rzeczy bardzo mi się kojarzyły z morzem. Nie wszystkie, ale takie było moje first impression przy okazji utworu "Turnus", który był pierwszym waszym utworem jaki usłyszałem. Dla mnie to jest natychmiastowe skojarzenie, to co się dzieje w tym tracku to samograj. Pojawiają mi się obrazy w głowie i faktycznie jest ten turnus, w anturażu nadmorskim. Niekoniecznie w tych czasach, może jakieś 15 lat temu, ale to nie ma znaczenie w których czasach. Chodzi o konkretne emocje towarzyszące takiemu turnusowi, albo wręcz końcówce turnusu, ostatniemu dniu wczasów.
Z: To super komplement... “Turnus” to w ogóleświetny kawałek, jesteśmy z niego bardzo zadowoleni, on powstał bardzo bardzo szybko i tekst też został napisany szybko.
P: Tak, to w ogóle najszybsza piosenka jaka powstała.
Z: Ja miałam tylko wizję w głowie: musimy zamknąć te obrazy w słowach, w tekście. I właśnie bardzo się cieszę, że miałeś takie skojarzenie z tym, bo właśnie o to chodziło, żeby oddać jakiś obraz, jakąś scenę.
Muzykę robicie razem?
P: Bardziej ja.
Z: Bardziej Patryk, ale są kawałki w których ja zrobiłam że tak powiem szkic, i potem od tego wychodziliśmy. Ale no podział jest generalnie taki: ja przeważająco teksty, Patryk przeważająco produkcja, ale gdzieś też się to zazębia.
P: Teksty przede wszystkim pisze Zuzia. Są piosenki, jak np pierwszy utwór na płycie "ślady" , w której Zuzia tylko pomogła mi w tekście, lekko go poprawiła w bridge’u. To jest takie moje tekstowe dziecko, ale zdecydowana większość to są albo w stu procentach teksty Zuzi, albo bardziej Zuzi i ja od siebie coś ewentualnie dodawałem. No i jeszcze chyba "łzy" też ja pisałem. I też mnie cieszy że powiedziałeś o morzu, bo właśnie w "łzach" jest ten motyw morza i też fajnie, że to dostrzegłeś, cieszy mnie to. Tworząc ten album, miałem właśnie wizję morza i super, że to słychać.
Tak, to jest wyraźny trop i to mi się dobrze łączy trochę zarówno z kolorem niebieskim, jak również z melancholią, ale przełamaną czymś pozytywnym. W tych piosenkach jest tęsknota i radość, i to jest też celnie pokazuje cały wachlarz emocji, jakie może odczuwać człowiek.
Z: Tak, to kolejny nasz mem, że robimy smutne piosenki i dlatego jesteśmy kolor niebieski, kropka. Zawsze padało pytanie od słuchaczy, kiedy zrobimy w końcu jakiś wesoły kawałek, więc fajnie że to nie jest tylko tak odbierane, że smutne dzieci śpiewają smutne piosenki. Chodziło nam o to, żeby przekazać szerszą gamę i różne odcienie tej emocjonalności i wrażliwości.
Dużo tu skrajności, ale które się w mojej opinii dobrze uzupełniają. Słuchałem tego albumu pierwszy raz w trakcie spaceru po okolicy, w nocy koło godziny 22:00. Nie powiem, trochę mnie zaskoczyło jak dużo tam jest nocnych krajobrazów, takich sennych, onirycznych. Trochę spodziewałem się, że będzie więcej tego "turnusu", tej wakacyjnej melancholii. Ale myślę, że to można dosyć wielowymiarowo na to spojrzeć, te skojarzenia się wzajemnie uzupełniają i myślę, że to duża zaleta tego materiału. Mam taką rozkminę: Ile jest faktycznie was w tych podmiotach lirycznych, które się pojawiają w tekstach? Wydaje mi się że trochę ta odpowiedź padła między wierszami, ale może chcielibyście coś do tego dopowiedzieć?
Z: Mam takie podejście do tego albumu, to co mówiłam wcześniej - dzisiaj bym inaczej te kawałki napisała. Ale tam jest dużo naszej osobistej przestrzeni, pokrywającej się z tymi emocjami, które były w przeszłości i to nie jest przykryte niczym więcej. Też taka kwestia, jeśli chodzi o pisanie tekstów: chciałabym odejść trochę od takiego egocentryzmu w pisaniu i skupić się na czymś innym, trochę z innej perspektywy napisać te teksty, czy w ogóle tworzyć te kawałki. Ale znów: teksty na naszym albumie łączą mi się bardzo z emocjonalnym przeżywaniem rzeczy w tym momencie, w którym byliśmy. To było ważne dla mnie, dla nas, to przeżywaliśmy. Wspomniałeś o oniryczności, to też jest motyw do którego wracam regularnie, również sama szukając muzyki czy filmów z takimi tropami. Senne motywy bardzo mnie przyciągają do nowych rzeczy. Oczywiście, jest to temat pojawiający się bardzo często i jest on dość wdzięczny...
Ale też można w nim dużo odkryć. Ta wasza senność jest bardzo plastyczna. Teksty i muzyka, są na tyle plastyczne, że można sobie z tego ulepić własny sen, własne wyobrażenie czegoś, Was lub sytuacji jakiejś i że można się w tym odnaleźć. Tak właśnie sobie studiowałem te teksty, miałem wrażenie, że jest tu dużo takiej uniwersalności. Mam parę cytatów na to, ale zostanę przy jednym: "Pokruszyły nam się plany jak naszyjnik z bursztynami" - zajebiste. I to jest właśnie coś takiego, to są wakacje, bardzo dosłowna tęsknota za latem, wczasami i beztroską. I to mogą być wczasy w rozumieniu urlop, ale może to być też beztroska dziecięca. Miałem takie przemyślenie, czy zdarzyło wam się coś takiego, że ktoś przyszedł do was i podzielił się z wami taką osobistą historią, która byłaby związana z waszym utworem.
Z: Niestety nie, jeszcze nie... ale bardzo bym chciała, nie dlatego że “super, ktoś słucha naszych tekstów” i “wow, ale mi to ego podbiło”. Bardziej mnie jara to, jak ktoś w jakimś kawałku odnajduje kącik dla siebie, że on znajduje tam siebie i swoje przeżycia. Z ręką na sercu, to jest jedna z najlepszych rzeczy, bo sama tego doświadczam w muzyce innych ludzi. Mi to się kojarzy z bardzo silnym doświadczeniem w życiu, albo wręcz konkretnym dniem i potem to zostaje ze mną na długo. I to by było dla mnie mega poruszające jakby ktoś miał historię związaną z tym, że odnalazł siebie w naszej muzyce. Podoba mi się łączenie ludzkich doświadczeń, rzeczy wspólnych, które tak jak powiedziałeś są dosyć uniwersalne, których doświadcza niemal każdy, ale jakiś na swój sposób i ze swoją własną wrażliwością.
Na koniec już może lajtowsze pytanie: jaki macie background jeśli chodzi o słuchanie muzy, dużo słuchacie, czego słuchacie? (rozmówcy zaczynają się śmiać). Nie chcę narzucać ani zgadywać żadnych tropów, nie lubię rzucać hasłami "bo wasza muza to jest podobna do tego i tego", nie jestem fanem takiego podejścia.
Z: Haha, ja się absolutnie nie śmieję z pytania, tylko z tego jak na przestrzeni ostatnich lat rozjechały nam się te kierunki muzyczne, to czego prywatnie słuchamy. Mamy jakieś wspólne podwaliny, padły tutaj już nazwy: Coals, Karaś/Rogucki, The Dumplings oczywiście. Też się chodziło na koncerty za starych dobrych czasów.
P: A wszystko się zaczęło od Lany del Rey, tak naprawdę...
Z: Lana to jest taka podstawa tego wszystkiego. Ale gdzieś to poszło w różne strony, u mnie np. dużo słucham ambientu i elektroniki, rzeczy niezależnych i alternatywnych.
P: Właśnie ja mam trochę inną sytuację życiową. Zuzia jest tą bardziej słuchającą muzyki w naszym zespole i odkrywającą jakichś mniejszych i nowych artystów. Możliwe, że ja miałem w pewnym momencie przesyt pracując nad naszym albumem, po prostu w pewnym momencie się obraziłem na muzykę, co było dla mnie mega dziwne. Jeżdżę autobusem ze słuchawkami na uszach ale w ciszy, aktualnie mam jakiś problem z muzyką. Mało wychodzi nowych projektów, które rzeczywiście by mnie tak zafascynowały, rzeczywiście brakuje mi od jakiegoś roku-dwóch lat nowej dobrej muzyki, która by serio tak ze mną została na dłużej, którą bym wałkował dwadzieścia-cztery-na-dobę. Też tak mam, że jak coś odkrywam to słucham do momentu aż mi po prostu zbrzydnie i potem wracam do tego po kolejnych dwóch latach. Aktualnie mam jakiś wewnętrzny kryzys muzyczny.
Z: To ciekawe co powiedziałeś, bo ja ostatnio zauważyłam, że też mam takie momenty. Gdziekolwiek wychodzę z domu to słuchawki obowiązkowo mam ze sobą i tak dalej, ale są momenty, kiedy nie mam energii na słuchanie muzyki, zwłaszcza na nowe rzeczy. Są takie chwile, kiedy nie możesz się w pełni skupić na tym i poświęcić full energii na to, że jakoś nie jesteś w nastroju, nie czujesz że potrzebujesz tego akurat. Mi generalnie sprawia frajdę szukanie nowych rzeczy, tym bardziej teraz, od kiedy zaczęłam prowadzić audycję to mam pretekst żeby szukać fajnych nowych ciekawych rzeczy. Ale też mam momenty, kiedy czuję że jest tego dużo.
P: Ja się aktualnie zamykam na moje "safe zespoły" i jak ktoś wydaje nowy album, to w większości mi się podobają. Ostatnim albumem, który wprowadził mnie w jakieś emocje to np. Kasia Lins i jej najnowsze wydawnictwo. Chociaż wcześniej słuchałem Kasi Lins, to fanem stałem się dopiero przy tym albumie.
Z: Ja poleciłam Kasię Patrykowi... Śmieję się, bo już wielokrotnie wcześniej podrzucałam Patrykowi Kasię Lins ze świadomością że mu się spodoba, ale jakoś nie mógł przyswoić wtedy nowych rzeczy.
P: Ale ten nowy album, sam do niego przysiadłem w sumie, sprawdziłem go i dziś w drodze do Warszawy posłuchaliśmy cały album Kasi Lins.
Z: Jeszcze smutniej, że z wami nie jechałam.
wszystkie zdjęcia color blue, all credits: @jeszczeniewiem_jpg @sarna_sangria @loonrain
o, jakie fajne odkrycie. dzięki :)