Jest taki bardzo sympatyczny film animowany Encanto z 2021 roku i nie wchodząc w fabularne szczegóły pojawia się tam piosenka z tekstem “nie mówimy o Brunie, nie nie nie”. I tak jak członkowie bajkowej rodziny Madrigal, tak ja zgłaszam w tym odcinku Przesytu, że nie mówimy o OFF-ie1. Mimo że pierwszy raz po długiej czteroletniej przerwie pojechałem do Katowic na OFF Festival, to postanowiłem nie pisać tutaj ani relacji, ani własnych wspomnień, ani spostrzeżeń, uwag czy zażaleń. Powody wydają się szalenie proste: traktowałem ten wyjazd przede wszystkim jako urlop i duże spotkanie towarzyskie, zupełnie bez reportażowo-dziennikarskiej presji. Pod kątem line-upowym nie popełniłem praktycznie żadnych przygotowań i było mi z tym bardzo dobrze. Nie miałem żadnych oczekiwań i bawiłem się naprawdę świetnie, pozwalając mojej głowie lawirować między euforią w teraźniejszości oraz sentymentalnymi wycieczkami do pierwszych wizyt w Dolinie Trzech Stawów jeszcze jako głupi licealista. Rozmawiając ze spotkanymi ludźmi, a także czytając nikomu niepotrzebne guilty pleasures w postaci dyskusji na fejsbukowych grupkach dochodziło do mnie sporo narzekania i dość pustawego krytycyzmu — na nagłośnienie, na ceny żarcia, na deszcz i błoto, na za mało prawdziwych gitar, na za mało prawdziwej elektroniki, na to że kiedyś to było, na coś tam i na coś tam jeszcze. Stwierdziłem w końcu, że męczy mnie przyswajanie tego typu narracji, niezależnie od tego czy ktoś potencjalnie może mieć rację czy nie. Wiadomo, że jak jest deszcz to będzie też błoto, że po inflacji jest drogo dosłownie wszędzie, więc na festiwalu tym bardziej, że OFF zawsze był różnorodny, a jednocześnie czegoś mogło w nim brakować, i tak dalej. Słuchanie i czytanie tego biadolenia uświadomiło mi, że osobiście chciałbym się w pierwszej kolejności skupić na pozytywnych aspektach codzienności. Stopniowo, krok po kroku spróbowałem zamienić we własnej głowie maruderstwo i zgnuśnienie na wdzięczność i radość, odkrywając z czasem jak dobrze to wpływa na mój nastrój i samopoczucie.
Nie mówimy o OFF-ie, odcinam się od ględzenia i zapraszam na krótką przebieżkę po najciekawszych rzeczach jakie w ostatnich tygodniach ukazały się lub zostały ogłoszone na polskiej scenie!
iffi — Zbite szkło
Zaczynam z grubej rury, od debiutanckiego materiału iffiego, warszawskiego producenta i DJ-a, członka artystyczno-klubowego kolektywu Narocz13. W poprzednim odcinku pisałem już o singlu nagranym wspólnie z Some Guestem, natomiast w lipcu ukazała się jego pierwsza solowa EP-ka. Zbite szkło to cztery numery, w których nieoczywista IDM-owa rytmika miesza się z mocnym, bębenkowym brzmieniem spod znaku hard drum czy UK funky. iffi łączy wiele tropów naraz, kluczy między gatunkami i inspiracjami, prezentując jednocześnie spójne i wciągające kompozycje gotowe by wybrzmieć na podziemnych parkietach. EP-ka wydana przez label Zejście, współprowadzony przez autora.
mlody kotek — Cały mój plan…
Po bardzo dobrze przyjętym albumie zatytułowanym TYCHY mlody kotek powraca z materiałem, który powstawał w ciągu ostatnich czterech lat. Wydany przez enjoy life Cały mój plan trzeba rozbić i pęknę to dobry znak mogę być całkiem ze szkła niewątpliwie poszerza granice mlodo-kotkowego uniwersum, pokazując długą drogę rozwoju artysty od hałaśliwej i zbuntowanej EP-ki STAN STUNT z 2018 roku. Abstrakcyjna elektronika miesza się z piosenkowymi melodiami oraz emocjonalnym rapem, a rytmiczne podkłady funkcjonują na równych zasadach z dźwiękowymi rozciągniętymi podkładami. Bywa przebojowo, przerażająco, hipnotycznie, euforycznie i depresyjnie naraz. Absolutnie wyjątkowa rzecz.
Botanica — Invisible Gardener
Wyjątkowy materiał wyszedł w połowie lipca spod ręki warszawskiego producenta znanego jako Botanica, specjalizującego się w organicznym ambiencie i spokojnych dźwiękowych eksperymentach. Wydany przez japońską wytwórnię Umé Records album Invisible Gardener oddycha całym sobą, wprowadzając słuchacza w stan spokoju i równowagi, otaczając go z każdej strony i wchłaniając do swojego świata. Pełno tutaj odgłosów przyrody, kojącego ambientu i medytacyjnego pulsu, a wszystko tworzy niespieszną opowieść o życiu i wzrastaniu.
Zaumne — Parfum
Jedna z ważnych sytuacji, która wyszła poza granice naszego kraju to długogrający album producenta Zaumne wydany przez wytwórnię sferic z Manchesteru, znaną z ambientu i delikatnej elektroniki, mającą w katalogu albumy m.in. Space Afrika czy Perili. Materiał zatytułowany Parfum zawiera trzy utwory znane z EP-ki Elevation sprzed dwóch lat oraz sześć nowych utworów uzupełniających i rozszerzających historię opowiadaną przez artystę. Eteryczność, ulotność i tajemniczość są niemal namacalne w tej muzyce i stanowią niezwykle plastyczny obraz rzeczywistości. Zaumne od początku swojej kariery konsekwentnie tworzy osobną estetykę, będącą unikalnym splotem skojarzeń i emocji, a mnie jako wieloletniego fana cieszy podwójnie, gdy jego muzyka dociera do nowego grona słuchaczy.
julek ploski — Hotel *****
Rzecz, która prędzej czy poźniej musiała się wydarzyć i o której słyszało się tu i ówdzie od kilkunastu miesięcy, tak myślę. Najnowszy album julka ploskiego, którego twórczość porywa i zaskakuje niezmiennie od samego początku kariery, począwszy od albumu Tesco, przez śpie wydany w czeskim Gin&Platonic czy Human Sapiens. Julek dorzuca do tego współpracę z legendarnym wydawnictwem Orange Milk prowadzonym wspólnie przez Setha Grahama oraz Keitha Rankina i wydającym od nastu lat rzeczy ważne i znaczące na post-elektronicznej scenie. Hotel ***** kontynuuje poszukiwania autora na styku zglitchowanej i przebodźcowanej elektroniki, dokładając do tego dramaturgię rodem z monumentalnych filmowych soundtracków. W efekcie dostajemy coś w stylu muzycznych trailerów do wyimaginowanych blockbusterów, ale przesyconych abstrakcyjnymi dźwiękami i efektownym, dopracowanym sound designem.
Dir — Świtezianka
Krakowska artystka Dorota Biłka zadebiutowała pod aliasem Dir, wydając niespełna 20-minutowy materiał nakładem labelu Opus Elefantum. Obecna od kilku lat na scenie, współpracowała między innymi z Teatrem Rozrywki w Chorzowie, inicjatywą Ars Latrans oraz będąc członkinią duetu Puszczyk. Album zatytułowany Świtezianka jest w pewnym sensie jej własną interpretacją ballady Adama Mickiewicza o tym tytule, ale także ciekawym rozszerzeniem tej koncepcji i przepisaniem jej na język muzyki. Autorka swobodnie miesza tu słowiański avant-folk, z mrocznym dungeon techno oraz organicznym ambientem, nakreślając tajemniczą scenerię wyjętą niejako z ram czasowych.
Metro — Metro
Warszawski kwartet Metro na lipcowej EP-ce zatytułowanej po prostu Metro brzmi całkiem świeżo, mimo pójścia doskonale znanymi ścieżkami wydeptanymi lata temu przez coldwave i shoegaze. Zespół wypracowuje swój spójny styl i brzmienie, nie popadając w banał a pisząc dojrzałe piosenki otulone sennym romantyzmem. Najlepszym wyznacznikiem ich twórczości wydaje się być Piosenka podwodna rozciągnięta do siedmiu minut, w rzeczy samej z każdą kolejną sekundą tonąca coraz bardziej w pogłosowych głębinach.
Klawo — Live!
Trójmiejski septet Klawo, po zeszłorocznym świetnie przyjętym debiucie powrócił w sierpniu z albumem, będącym zapisem koncertu jaki miał miejsce na festiwalu Sea You 3city Music Showcase w kwietniu bieżącego roku. Już studyjnie ich mieszanka jazz-funku, old-schoolowego rapu i instrumentalnych popisów robiła niemałe wrażenie, ale jednak na żywo ta muzyka dostaje jeszcze większych rumieńców. Nóżka chodzi, cały czas coś się dzieje, trąbka, flet, klawisze, groove — to wszystko zlewa się w porywający i kipiący energią wulkan nadmorskiego luzu. Czuć sól w ustach i ciepły wiatr we włosach i to uczucie sprawia, że chce się wracać do tej płyty.
Belmondawg, Expo 2000, Michał Urbaniak — Fresh Air
Czy Belmondziarz jest w stanie nas jeszcze czymś zaskoczyć? Chyba nie, bo nawet współpraca z samym Michałem Urbaniakiem wydaje się najbardziej oczywistą rzeczą, jaka mogła się wydarzyć, choć w sumie w życiu bym o tym nie pomyślał. Szef Urbanator wywija na saksofonie takie cuda, że szok, bicik oparty o sample z jego numeru sprzed 45 lat, wszystko tu się zgadza.
Color Blue — Turnus
Przesympatyczny utwór duetu Color Blue, który tworzą Zuza Nicgorska i Patryk Jędrys. Wydali w te wakacje także EP-kę nagraną wspólnie z zespołem The Silver Moon, ale to właśnie singiel Turnus urzekł mnie najbardziej. Piosenka brzmiąca jak pocztówka znad morza wysłana do dawno niewidzianych przyjaciół, pełna uśmiechu i tęsknoty za wspólnymi chwilami. Ostatnie tchnienia lata, coraz chłodniejsze wieczory, piasek na stopach i słońce w kieszeni. Dziś się żegnamy, ale wkrótce znów się zobaczymy.
DJ Blik feat. Dominika Płonka — H2O
Wypasiony, bezpretensjonalny letniaczek, wyprodukowany przez tajemniczego DJ Blika, który pod postacią antropomorficznej trójwymiarowej truskawki zmaterializował się akurat w Polsce i klei muzycznie mieszankę y2k-club stylów, takich jak uk garage, eurotrance czy breakbeat. Ale H2O to również (a może przede wszystkim) Dominika Płonka, która swoim luźnym wajbem ubranym w za szerokie tiszerty nadaje ton temu numerowi, automatycznie wprowadzając czilerski, słoneczny klimacik.
Franek Warzywa & Młody B — Sezon pomidorowy
W tym najbardziej romantycznym utworze w katalogu Franka i Buddy tylko pozornie chodzi o te czerwone mięsiste przysmaki. Sezon pomidorowy to metafora letniej beztroski, drobnych momentów, w których czujemy radość i spokój, kiedy nie boli nas głowa i nic złego się nie dzieje. “Bo teraz jest sezon na mnie i na Ciebie” — nic więcej nie trzeba, tylko dać sobie nawzajem odrobinę bliskości.
Sw@da x MAXIM x Niczos — Bahato
Taneczna rewolucja dzieje się teraz, na Podlasiu. Sw@da jak przystało na prawilnego Kolumbijczyka z Białegostoku smaży solidny reggaeton przekraczający wszelkie granice geograficzne. Bujająca synkopa razem z rapowaną nawijką MAXIM-a oraz białym śpiewem Niczos tworzą zupełnie nową jakość i podsycają apetyt na więcej podlaskiego dembow.
TRE — Czerwone światła
Rapowy kolektyw z Piotrkowa Trybunalskiego kontynuuje swoją kreatywną krucjatę, wchodząc tym razem w bardziej garage’owe klimaty. Rozpędzony beat przecina miejskie arterie, a bohaterowie snują w tekstach opowieści mniej lub bardziej bezpośrednie, ale jednakowo naładowane emocjami.
7 września swoją premierę będzie miał najnowszy solowy album gitarzysty Raphaela Rogińskiego, znanego m.in. z projektu Żywizna skupionego na pieśniach kurpiowskich oraz trio Shofar. Talán powstawał w inspiracji regionem Morza Czarnego, część utworów została skomponowana w Odessie, którą artysta wielokrotnie odwiedzał. Album wydaje Instant Classic, dwa utwory do posłuchania.
8 września ukazuje się drugi studyjny album grupy Siema Ziemia. Second łączy w sobie free-jazzowy feeling, breakbeatową rytmikę i elektroniczny surrealizm, kształtując coś na wzór pozaziemskiej medytacji. Album na winylu wydaje brytyjski label Byrd Out.
15 września ukaże się album Piotra Kurka zatytułowany Smartwoods, będący realizacją projektu zamówionego przez festiwal Unsound. W trakcie zeszłorocznej edycji miała miejsce koncertowa premiera tego materiału, będącego czymś unikalnym na przecięciu muzyki kameralnej, eksperymentalnej elektroniki i jazzu. Do posłuchania dwa utwory zapowiadające album.
Dwa albumy zapowiedział łódzki label Pointless Geometry. Jednym z nich jest KRE, debiutancki materiał perkusisty Damiana Kowalskiego, który pod aliasem SKI dokonuje dekonstrukcji i eksperymentuje z wykorzystaniem instrumentów perkusyjnych, skupiając się przede wszystkim na rytmie i jego ewolucji. Drugi album natomiast to Biosignatures Pawła Kulczyńskiego, działającego też pod pseudonimem Wilhelm Bras. Usłyszymy jego najświeższe kompozycje, osadzone w dusznych klimatach, pełne nagrań terenowych i przejrzystego sound designu. Premiera obu wydawnictw na kasetach 22 września.
Również 22 września nakładem Gustaff Records ukażą się również dwie zupełnie różne płyty trójmiejskiego trio Lotto. Pokażą one skrajnie różne wcielenia zespołu, od dźwięków stonowanych, balansujących na granicy ciszy na Summer, aż po niekonwencjonalne instrumentarium i eksperymenty z formą na Axolotl.
Wrocławski kwartet sneaky jesus wraca z nowym albumem zatytułowanym For Chaching Taphed. Na Bandcampie można posłuchać trzech utworów, w tym rewelacyjny Krztusiec. Wszystkie numery z jednej strony zwiastują kontynuację stylu zarysowanego na debiucie, z drugiej strony słychać w nich przeniesienie środka ciężkości z intensywnych rytmów na większą improwizację i eksperymenty. Premiera całości 5 października.
Jedną z najciekawszych premier jesieni przygotowuje label Superkasety — autorski album Wiktora Striboga, artysty dźwiękowego i wizualnego znanego przede wszystkim z internetowego projektu Kraina Grzybów. Astroenergoterapia Psychosonoryczna inspirowana jest muzyką leczniczą z przełomu lat 80. i 90., starymi okładkami książek sci-fi i oczywiście postaciami pokroju Anatolija Kaszpirowskiego. Całość wydana zarówno na kasecie jak i w specjalnym boksie z pięcioma pocztówkami dźwiękowymi, pod względem wizualnym wygląda naprawdę zjawiskowo! Premiera 15 października.
Zapraszam też do playlisty na platformie Buy Music Club, gdzie znajdziecie większość rzeczy wspomnianych powyżej, z bardzo wygodną możliwością dodania swoich ulubieńców do koszyka na Bandcampie. Pamiętajcie o bezpośrednim wsparciu artystów, artystek i wydawnictw :*
od którego minął już ponad miesiąc, ale ten tekst zaczął powstawać w zasadzie kilka dni po festiwalu — powinienem chyba popracować nad sprawniejszym pisaniem